MUZEUM ARCHEOLOGICZNE
8778
W cyklu "Prezentujemy zbiory Muzeum Archeologicznego w Neapolu" MARMUROWY KRATER
.
Ech muszę powiedzieć, że muzea to mnie kiedyś do grobu wpędzą . Przez nadmiar emocji, jaki mi towarzyszy podczas ich opisywania. Emocji różnego typu. Dziś zaczęło się od rozpaczy .
.
Nie wiem, czy ja to gdzieś kiedyś wyraźnie powiedziałam, ale zdjęcia, które pokazuję nie są moje. Pochodzą z muzealnego katalogu. Ja po pierwsze wszystkich przedmiotów, które opisuję nie sfotografowałam, a po drugie zdjęcia katalogowe są generalnie lepsze jakościowo. Zatem idę sobie przez ten katalog spacerkiem dzień po dniu, kopiuję fotkę, wrzucam i staram się dodać jakiś opis. Opisy są moje. Nie "moje moje", bo przecież nie zmyślam i staram się podawać wszystkie dane, jakie znajdę. I nie zawsze "moje moje", bo zdarza mi się iść na łatwiznę i kopiować tekst z wikipedii. Ale są moje w takim sensie, że to ja decyduję o czym napisać, czy opisać jakąś postać, rodzaj marmuru, typ broni itp. Tego w muzealnym katalogu nie znajdziecie. A są to takie rzeczy, które moim zdaniem "chciałoby się" usłyszeć od przewodnika, żeby zwiedzanie muzeum było ciekawe, interesujące i nie męczyło. Tak tak. Nie męczyło. Bo chaos strasznie męczy. Nadmiar bodźców również. Często jest tak, że wychodzimy z muzeum z "bólem głowy" i wrażeniem, że w zasadzie nic nie zobaczyliśmy lub nie do końca mamy pojęcie co zobaczyliśmy i czy na pewno zwróciliśmy uwagę na wszystko co ważne. Przynajmniej ja tak mam. A po wizycie z przewodnikiem (oczywiście jeśli trafimy na właściwą osobę na właściwym miejscu) odczucia są inne. Mamy wrażenie pewnego porządku, zrozumienia tego, co się widziało, zdobycia nowych niezwykłych informacji, które (jeśli oczywiście osoba była właściwa) ma się ochotę pogłębić zaraz po powrocie do domu. Najczęściej się tego nie robi, bo jak zwykle brakuje nam czasu, ale jednak wiele z takiej wizyty zapamiętujemy i przede wszystkim nie wychodzimy z poczuciem chaosu w głowie.
.
Azzz znowu pozwoliłam sobie na dygresję a miałam pisać o rozpaczy . Zatem wracając do tematu, do rozpaczy doprowadziło mnie dziś zdjęcie. Pierwsze z dwóch, które tu zamieszczam. Zdjęcie pokazuje salę, na środku której stoi sobie waza, po bokach dwie rzeźby już przeze mnie kiedyś omawiane, a podpis pod nim to: "grande cratere in marmo". Cholera, jaki krater? Krateru nie widzę. W dodatku nie jestem pewna czy to chodzi o tę wazę, czy może o posadzkę (kto wie, może ona wykonana z jakiegoś materiału wydobytego z krateru? Kto widział Wezuwiusza wie, że jego krater mieni się wprost kolorami, a waza niby na środku, ale do tej pory w katalogu obiekty były fotografowane w sposób nie budzący wątpliwości, z bliska, a ta waza dość daleko). Na wszelki wypadek sprawdzam w słowniku słowo "cratere", ale poza "kraterem" nie wyskakuje nic innego. Już pojawia się we mnie myśl, żeby może odpuścić sobie to zdjęcie, skoro nie wiem co mam opisać.... I na to "napatoczyła" mi się Ewa Looten.
.
No to teraz nastąpi "pean pochwalny", na który moja koleżanka jak najbardziej zasługuje. To będzie pean na cześć nie tylko tej jednej osoby, ale osób, których wcale nie spotyka się na swej drodze wiele. Pean na cześć niezwykłych nauczycieli, którym chcielibyśmy jakoś dorównać. Ewa w ścisłym sensie nie jest moją nauczycielką, ale podziwiam ją za ogrom wiedzy jaką posiada, za fakt, że się nią chętnie dzieli, koryguje moje błędy, udziela rad i to w taki sposób, że "błąd" staje się punktem wyjścia do odkrycia czegoś nowego, a nie tym krańcem, który stanowi o różnicy pomiędzy "głupim studentem" i "mądrym profesorem". Niezwykli nauczyciele to ci, którzy wspierają nasz rozwój, przy których nie wstydzimy się "wyjść na głupców i ignorantów", którym nie wstydzimy się zadawać pytań itp. Kilku takich miałam szczęście w życiu spotkać i pewnie dlatego lubię poszerzać swoje horyzonty, dowiadywać się czegoś nowego, choć w wieku 48 lat powinnam może być już na etapie "wiedzącej" a nie "szukającej" . W każdym razie chciałam tylko podkreślić, że tak naprawdę wcale nie jestem najwłaściwszą osobą do opisywania zbiorów muzealnych. Dla mnie to ciągle forma nauki, zdobywania wiedzy, której nie mam. Są osoby, które byłyby bardziej predysponowane do tego typu zajęcia, bo znacznie przewyższają mnie "wiedzą" w tej dziedzinie i ja cały czas mam tego świadomość. I jestem niezwykle wdzięczna, że te osoby mnie wspierają i często pomagają zamiast powiedzieć "jak się na czymś nie znasz, to czego się za to bierzesz?". Jedną z takich osób jest na pewno Ewa Looten. Inną mam nadzieję, że okaże się Malgorzata Sobolewska, na której wyrozumiałość liczę, jak tylko dojadę do kolekcji pompejańskiej i zacznę się "wymądrzać" na temat fresków lub mozaiek.
.
No dobra to po wielu dygresjach dojdę może w końcu do tej marmurowej wazy na samym środku sali, o której w sumie nic konkretnego nie wiem, ale nie byłabym sobą, gdybym jednak czegoś nie napisała I to czegoś poza faktem, że jej numer katalogowy to 8778. A fakt, że mam o czym pisać zawdzięczam dziś Ewie, która wyjaśniła mi, że "krater" to również nazwa tego typu wazy.
.
Zatem nazwa KRATER wywodzi się od greckiego słowa "κεράννυμι", które oznacza „mieszam”. Tego typu naczynie służyło bowiem w starożytności do mieszania wina. Jest ono typowe dla kultury greckiej, znane już w epoce minojskiej i mykeńskiej, popularne aż do czasów hellenistycznych; używane również przez Etrusków i Rzymian.
.
Bogato zdobione, miało stabilną, podwyższoną stopkę, pojemny brzusiec, szeroką, niską szyję ze stosunkowo szerokim, płaskim wylewem oraz dwa uchwyty umieszczone symetrycznie po bokach naczynia. Jako mieszalnik wina był naczyniem typowym dla pomieszczeń biesiadnych; jego użytkowym uzupełnieniem było ojnochoe i psykter.
.
W rozwoju form tego naczynia wyróżnia się cztery typy kraterów: kolumienkowe, wolutowe, kielichowate i dzwonowate. Określenia pierwszych dwóch pochodzą od kształtu uchwytów, trzeciego od kształtu wylewu, a czwartego – od kształtu brzuśca. Oprócz tych elementów istotne znaczenie w ich typologii ma kształt stopki i osadzenie uchwytów (imadeł).
.
+ Krater kolumienkowy (zwany też kelebe) jest wazą o pękatym brzuścu i wyraźnie wyodrębnionej szyi. Jego dwudzielne imadła osadzone pionowo na ramionach naczynia sięgają aż do pierścieniowo ukształtowanego wylewu, wystając nieco ponad nim i tworząc jakby kapitele kolumn. Krater ten wyjątkowo zaopatrywano w pokrywkę. Jest to najstarsza forma krateru, częsta w VI stuleciu p.n.e., potem stopniowo zanika i w V w. p.n.e. jest już rzadkością.
+ Krater wolutowy, nieco późniejszy, cechują większe wymiary przy podobnym umocowaniu uchwytów, jednak znacznie wynioślejszych i zakończonych efektownie zdobnymi (plastycznie i malarsko) ślimacznicami (wolutami), od których utworzono jego nazwę. Smuklejszy i wyposażony w wysoką stopkę, ma też wysoką, walcowatą szyję z proporcjonalnie pomniejszonym wylewem o spłaszczonej krawędzi. Pozostając dość długo w użyciu, forma ta przeszła do ceramiki południowoitalskiej, w której należała do najbardziej typowych naczyń.
+ Krater kielichowaty, wprowadzony w attyckiej ceramice czerwonofigurowej w V wieku p.n.e., zyskał swą nazwę od rozszerzającego się ku górze brzuśca w kształcie kwiatowego kielicha, przy nisko osadzonych na korpusie i silnie wzniesionych uchwytach. Cechuje go też bardzo szeroki, płaski wylew oraz wysoka i masywna stopka. Również ten typ, występując licznie wśród naczyń południowoitalskich, przetrwał aż do upadku ceramiki malowanej.
+ Krater dzwonowaty (niekiedy nazywany też oksybafonem), w kształcie odwróconego dzwonu osadzonego na masywnej, krążkowej stopce, wyróżniają dwa półkrągłe uniesione imadła w wyższej części korpusu, umieszczone poniżej wylewu. Wytwarzany wyłącznie w technice czerwonofigurowej, stanowi on najpóźniejszą formę naczynia i zarazem najpopularniejszą w końcowej fazie produkcji ceramiki malowanej.
.
Potrzeba korzystania z tego naczynia powstała u Greków na gruncie zwyczaju picia zamiast wina czystego (akratos), napoju rozcieńczanego w różnym stosunku. Poza utrwalonym kulturowo przeświadczeniem, że wino nierozcieńczone piją jedynie barbarzyńcy, wpływała na to okoliczność, że w odróżnieniu od dzisiejszego wino to było nie tylko słodsze, lecz również bardziej alkoholizowane. Mieszano je z wodą zazwyczaj w proporcji 2-3 części wody na 1 część wina. Za normę przyzwoitą uznawano proporcję 3:1, natomiast stosunek 1:1 oznaczał wyraźny zamiar pijaństwa. Podczas biesiady nadzór nad tą czynnością sprawował sympozjarcha, zwany też basileusem. Sceny na wazach wskazują, że podczaszy w tym celu na ogół opuszczał biesiadników i że czynność mieszania odbywała się w przedsionku lub na dziedzińcu.
.
Krater wspomniany jest w Iliadzie Homera, gdzie Achilles zwraca się do Patroklosa: „Największy krater mi przynieś, wino w nim zmieszaj najlepsze” (Iliada IX, 202-203).
.
Sympozjarcha nadzorował również tempo picia oraz ogólną ilość wina spożywanego przez biesiadników. W znacznie późniejszej Uczcie mędrców Atenajosa zachował się opis zasad ilościowego dysponowania winem stosowany przez niejakiego Eubolosa: „Dla ludzi mądrych mieszam tylko trzy kratery: pierwszy dla zdrowia, drugi dla miłości i przyjemności, trzeci na sen; wypiwszy go, goście idą do domu. Czwarty nie do nas należy, tylko do pychy (hybris); piąty to krater krzyków, szósty orgii, siódmy zamglonych oczu, ósmy urzędnika sądowego, dziewiąty gniewu, dziesiąty szaleństwa i ciskania sprzętami.” (II,36)
.
No to się rozpisałam... a początkowo nawet nie wiedziałam o czym mam pisać... azzzz
Autorka wpisu zaprasza wszystkich chętnych na zwiedzanie Podziemnego Neapolu PO POLSKU (również po rosyjsku) oraz na tzw SPACERY Z SOKRATESEM
Comments